16 kwietnia 2014

#Chapter 2 "Na ślubie waszym będę"

W końcu postanowiłam się odezwać:
- Idziemy wieczorem na imprezę?
- Jeśli tam znowu nie będziesz umiała się odpowiednio zachować, to nigdzie z tobą nie idę... - mruknęła gniewnie.
- Będę się od ciebie trzymała z daleka - wtrąciłam, spuszczając wzrok.
- Niech ci będzie... - westchnęła zrezygnowana, a następnie wyszła z pokoju.
Czułam, że mimo wszystko, była zadowolona z tego, że jednak chciałam się wybrać na tę imprezę plażową pod gwiazdami. Położyłam się na łóżku i rozmyślałam. Już sama nie pamiętam o czym.

~♥~

Przyszedł czas by zacząć się zbierać. Van była już prawie gotowa, a ja jeszcze się grzebałam. Prędko założyłam na siebie zwiewną, czarną koszulkę z odkrytymi ramionami, białe rurki wpadające lekko w niebieski oraz moje ulubione trampki w kolorze kremowym. Tym razem pominęłam dodatki, spiesząc się do wyjścia.
Wciąż walczyłam z samą sobą. Musiałam odważyć się spojrzeć w oczy temu blondynowi i przeprosić. Nie wiedziałam, czy dam radę. Martwiłam się tym przez cały dzień, jednak już nie było na to czasu.
Van czekała niespokojnie przy drzwiach. Podbiegłam do niej i pokazałam gestem, że możemy ruszać. Przez cały czas szłyśmy w grobowej ciszy. Słońce znajdowało nisko nad horyzontem, jednak jeszcze nie na tyle, by niebo zmieniło odcień z niebieskiego na krwistą czerwień i pomarańcz.
Gdy byłyśmy na miejscu, całkowicie zdębiałam. Nie do końca tak sobie wyobrażałam tę imprezę. Wszędzie bikini, a ja w długich spodniach... Dlaczego moja siostra mnie nie poinformowała? Czemu jak zwykle zapomniałam się jej dopytać? Sama poszła w stroju kąpielowym! Już chyba znalazłam odpowiedź. Przecież ja nigdy nie chodzę na imprezy - to pewnie dlatego.
- Lau wyluzuj - powtarzałam w duchu, a właściwie zrobiło to za mnie moje sumienie.
Wreszcie ruszyłam. Skierowałam się w stronę stolika z ponczem. Nalałam go sobie do połowy plastikowego kubka, który również na nim znalazłam. Tłum był tak wielki, że kompletnie nie wiedziałam, gdzie podziała się Van. Oparłam się o stolik. Kolorowe światełka migotały jak szalone. W tle grała muzyka. Powoli piłam czerwoną ciecz. Gdzie się wszyscy podziali?

~Ross~

Rozglądałem się po całej plaży, szukając wzrokiem blondynki, którą niedawno poznałem. Chociaż nie... poznać to złe słowo. Nawet nie zapamiętałem jej imienia.
Nagle zauważyłem pewną znajomą mi brunetkę. Stała obok stolika z ponczem. Podszedłem do niej i spojrzałem na nią spode łba.
- Należą mi się przeprosiny - zacząłem rozmowę i oparłem się ramieniem o stolik.
Dziewczyna lekko podskoczyła. Czyżbym ją przestraszył? Cóż za nowość...
- Dostaniesz je w swoim czasie - mruknęła, odsuwając się ode mnie.
Zaśmiałem się pod nosem, ale na tyle cicho, aby brunetka nie zwróciła na mnie większej uwagi.
- Tańczysz? - spytałem bezmyślnie.
- Na pewno nie z tobą - warknęła.
- Proszę, proszę, kto by się spodziewał... - uśmiechnąłem się cynicznie. - Ni stąd, ni zowąd zamiast potulnej dziewczynki widzę prawdziwą buntowniczkę.
- Odpierwiastkuj się - rzuciła groźnie, po czym zmarszczyła swój idealny nosek.
Zaczęła iść w drugą stronę. Prawdopodobnie nie miała ochoty na moje towarzystwo. Złapałem jej dłoń i przyciągnąłem do siebie. Ode mnie się nie odwraca. Przypadkowo wylała na swoją bluzkę poncz, jednak nie przejęła się tym zbytnio. Spojrzała mi niepewnie w oczy. Nie mogłem oderwać od niej wzroku. Starałem się zrozumieć, co czuła. Jej cudowne, brązowe włosy powiewały w tym samym kierunku, co wiatr, jakby miały z nim jakąś nietypową synchronizację. Poczułem się nieswojo. Prawie żadna dziewczyna nigdy w taki sposób na mnie nie wpływała. Odgarnąłem jej kosmyk włosów za ucho. Na mojej twarzy pojawił się lekki uśmiech. Ona jest prześliczna. Nie dało się tego nie zauważyć. Szkoda, że ja od początku nie byłem taki spostrzegawczy.
- Cześć, co robicie? - ocknąłem się z tego niesamowitego snu i zobaczyłem Rydel. - Halo, ziemia do zakochanych gołąbków! - krzyczała i machała rękami na wszystkie strony.
- Piję - palnęła Marano, odsuwając się ode mnie jak oparzona.
- Rozumiem, rozumiem - zachichotała moja siostra. - Wy tylko tu gadacie...
- Rydel, nie wygłupiaj się - ponagliłem ją.
Po chwili blondynka nie wytrzymała i zaczęła śpiewać niezrozumiałą melodię:
- Zakochana para, Ross i Laura, patrzą sobie w oczy i myślą wciąż o sobie! Na ślubie waszym będę i kasę sobie wezmę!
Nagle podbiegła do nas reszta zespołu. Wszyscy zaczęli nucić tę durną piosenkę i śmiać się z niej. Laura stała z otwartą buzią. Spoglądała to na mnie, to na moją denerwującą rodzinkę. Jak mam jej wytłumaczyć, że muszę dzielić z nimi dom? Najprawdopodobniej uzna, że żyje w patologii, z czym po części się zgodzę.

~Laura~

Odeszłam kilka kroków od blondyna. Czułam się... dziwnie. Całe to przedstawienie nie powinno mieć miejsca. Czy właśnie w taki sposób zostaje się upokorzonym? Chłopak przez moment wpatrywał się złowrogo w swoją ekipę, po czym podszedł do mnie, popchnął mnie ramieniem i pokazał gestem kierunek, w który powinniśmy się udać. Bezmyślnie ruszyłam za nim. Nadal nie rozumiałam, czemu moje nogi odmówiły posłuszeństwa. Próbowałam się zatrzymać, jednak... nie potrafiłam. Lynch prowadził mnie poza imprezę plażową.
Niespodziewanie Ross zatrzymał się. Niczym robot, zrobiłam to samo, co on. Patrzyłam wciąż na blondyna, jednak on miał wzrok utkwiony w jednym, nietypowym punkcie.
- Gdzie jesteśmy? - spytałam niepewnie.
- W niesamowitym miejscu - odparł.
- Czyli? - uniosłam jedną brew w górę.
Podeszłam do blondyna i nie uwierzyłam w to, co zobaczyłam.


Ponownie otworzyłam buzię. Lynch potrafił zaskakiwać. Czyżby on zrobił to dla mnie? A może miał zamiar okraść kogoś z jedzenia?
- Idziesz? - uśmiechnął się.
- Sama nie wiem - próbowałam się wyplątać.
- Proszę - kolejny raz szturchnął mnie ramieniem.
- Dobrze? - zanim zdążyłam coś innego wymyślić Ross siedział już na bielutkiej poduszce.
- Co tak stoisz jak słup? Rusz te cztery litery i chodź - mówił, nalewając nam do szklanek wodę, a przynajmniej coś, co ją przypominało.
Podbiegłam do niego. Usiadłam na miękkiej poduszce naprzeciwko blondyna. Napiłam się trochę chłodnej cieczy. Lynch nagle wyjął ze skrzynki dwa talerze spaghetti. Dobrze, że dwa, a nie jeden jak w tych filmach romantycznych. Odetchnęłam z ulgą. Tylko skąd on to wziął? Mimo dręczących mnie pytań, zaczęłam jeść, a on wraz ze mną. Po krótkim czasie chłopak wybrudził się na całej twarzy. Jak dziecko, jak dziecko...
- Jesz jak flejtuch - powiedziałam niespodziewanie.
- Nie wymądrzaj się - wyciągnął z kieszeni chusteczkę i przetarł nią sobie twarz. - Lepiej?
- Lepiej było wcześniej - zaśmiałam się pod nosem.
- Jesteś gotowa na więcej? - uśmiechnął się, po czym wstał z ziemi.
- A możesz jaśniej? - zdziwiłam się.
Musiałam się dowiedzieć, co kombinował. Niestety, nie usłyszałam od niego odpowiedzi. Widziałam jedynie jak zaczął biec wzdłuż plaży.
- Ej! Nie zostawiaj mnie! - wrzasnęłam.
Zdezorientowana podniosłam się z ziemi i pobiegłam za nim. Czułam jakby droga cały czas się dłużyła. Mimo moich krzyków, jęków, potu i łez, blondyn biegł dalej. Próbowałam go dogonić jednak nie miałam tyle siły, co on. Dlaczego to mężczyźni zawsze są silniejsi?! Powoli traciłam wszystko - siłę, wiarę w siebie, a także głos.
W pewnym momencie potknęłam się o kamień. Nawet go nie zauważyłam, bo byłam skupiona tylko na blondynie. Upadłam na żółty piach, a moja twarz w nim ugrzęzła. Gdy się z niego otrzepałam, co było trochę trudne, nie zobaczyłam na horyzoncie żadnej żywej duszy. Usiadłam na kamieniu, który przyniósł mi nieszczęście. Zaczęłam rozmyślać nad tym, dlaczego w ogóle za nim pobiegłam.
Nagle usłyszałam czyiś głos. Brzmiał jak... Ross. Chociaż mogły to być również omamy. Odwróciłam się. Nikogo nie widziałam. Pustka. Tylko wielkie skały i ten piach. Zniknął. Najpierw zrobił jogging, a następnie zostawił mnie. Spojrzałam w przestrzeń. Błękitna woda ciągnęła się w nieskończoność.
Niespodziewanie zauważyłam czarną postać, opierającą się o ogromne skały. Podbiegłam bliżej. Zobaczyłam mężczyznę o blond czuprynie. To musiał być on.
- Ross! - krzyknęłam, po czym przytuliłam chłopaka. - Dlaczego uciekłeś? - spojrzałam mu w oczy.
- My się znamy? - zdziwił się nieznajomy.
- Przepraszam, ja-a... - jąkałam się, próbując znaleźć jakieś wytłumaczenie. - Pomyliłam pana z moim... - zaczęłam wyjaśniać, lecz mężczyzna mi przerwał.
- Nie wysilaj się - mruknął. - Pomyłka to pomyłka. Żyje się dalej.
Po tych słowach ruszył w przeciwną stronę. Rozejrzałam się dookoła. Wszędzie były balony, confetti, porozrzucane puste kubeczki i masa ludzi. Chwila... Czyżby to impreza plażowa, na którą zabrała mnie Van? Zupełnie jakbym okrążyła całą plażę. Kompletnie bez sensu. Może on mi coś dosypał do tej wody? 
Nagle w tłumie ujrzałam moją kochaną siostrzyczkę. Prędko do niej podbiegłam. Tańczyła tyłem z jakimś brunetem. Flirty flirtami, ale radę trzeba dostać nawet od najgorszej siostry. Odwróciłam ją w swoją stronę.
- Co ty robisz?! - krzyknęła zdezorientowana.
- Ross zniknął - wymamrotałam pod nosem.
- Pewnie się ciebie wystraszył - parsknęła śmiechem. - Jak poszła randka? - zachichotała.
- Odpierwiastkuj się wreszcie! - wrzasnęłam. - To nie była żadna randka...
- Spokojnie... Co tak dyszysz? - uniosła jedną brew.
- Biegłam za nim jak w transie. Zgubiłam się, a on zapadł się pod ziemię. Nawet przypadkowo przytuliłam jakiegoś gościa, bo myślałam, że to on.
Wyrzuciłam z siebie wszystko, co mnie dręczyło. Słowa leciały jak z procy. Nie potrafiłam się pohamować.
- Serio? Lau, mogłaś go zostawić i nie biec za nim jak psychopatka - wytłumaczyła mi wprost. - Na pewno wszystko w porządku? - spytała.
- Oczywiście, że nie! - odpowiedziałam zła. - Nic nie jest w porządku!
Przez chwilę zapadła między nami głucha cisza. Może nareszcie zaczęła rozumieć, co czuję? Przecież on mnie zostawił na pustkowiu! Chociaż jakby spojrzeć na to z innej strony. Co jeśli to był żart?
- Gdzie on jest? Zaraz mu dowalę! - usłyszałam głos siostry próbującej mnie podnieść na duchu.
- Nie wiem! Wciąż ci to tłumaczę... - tupnęłam nogą bez powodu.
- A ja próbuję pomóc - odwróciła się i zaczęła dalej tańczyć.

~~~~~~~~~~~~
Jestem! Po takim czasie napisałam rozdział i wciąż załatwiam szablon :) Może tym razem coś z tego wyjdzie :> Jak wam się podoba rozdział? Jest długi? Chyba nie XD
6 komentarzy = NEXT
Proszę o tyle aż, gdyż to dodaje mi weny i zaczynam się częściej uśmiechać ♥
Sylwia :*