11 grudnia 2014

#Chapter 5 "A co szef kuchni poleca?"

Dedykacja dla: Maranek

~Ross~

Brunetka trochę się przeraziła moim widokiem, a właściwie nie moim tylko przyrządów do sprzątania. Usłyszałem jej cichy jęk. Wyszczerzyłem się, a dziewczyna jedynie przewróciła oczami.
- Na co czekasz? - spojrzałem pytająco na Marano. - W końcu od czegoś tu jesteś, prawda? - zadrwiłem.
Jednak ona stała i patrzyła w przestrzeń, nie przejmując się mną.
- Po prostu mnie olała! - pomyślałem.
Podałem jej do ręki zmiotkę. Spojrzała na mnie wrogo, co - musiałem przyznać - lekko mnie przestraszyło, jednak starałem się zachować swój unikalny uśmiech na twarzy.
- Ja tu jestem gościem, głupku! - krzyknęła. - Sprzątaj sobie sam!
Rzuciła we mnie przedmiotem, który przed chwilą trzymała, po czym wyszła z pomieszczenia. Na szczęście nie trafiła. Z moich ust wydobyło się głośne westchnienie. Rozglądnąłem się po pokoju. Wszędzie leżały białe piórka, które trochę przypominały puch śnieżny. Leniwie wziąłem się do roboty, zapominając o zdenerwowaniu brunetki.

~Laura~

Wybiegłam z sypialni z nadzieją, że Lynch za mną nie pobiegnie. Odwróciłam się pospiesznie i wróciłam do poprzedniej pozycji. Moje oczekiwania spełniły się - został w pokoju i sprzątał, tak jak mu powiedziałam. Zwolniłam kroku. Przeszłam przez cały salon i natrafiłam na kuchnię. Wywnioskowałam to po zapaleniu światła. W oczy rzuciła mi się lśniąca kratkowana biało-żółta podłoga. Później mój wzrok przeszedł na meble kuchenne. Zauważyłam, że wszystko było w kolorze czarnego węgla. Szafki, piekarnik, lodówka, zlew, gaz... Wszystko czarne jak noc. Zaczęłam szperać po szafkach w poszukiwaniu sprzętów kuchennych. Byłam głodna jak diabli. Otworzyłam pospiesznie lodówkę. Przejechałam wzrokiem po półkach, próbując znaleźć coś smacznego.
Nagle przed moimi oczami ktoś zatrzasnął drzwiczki. Podskoczyłam z przerażenia. Zobaczyłam blondyna, opierającego się o lodówkę z uniesioną jedną brwią.
- Co ty robisz? - spytał, patrząc na mnie w dziwny sposób.
- Kolację? - odpowiedziałam niepewnie. - O ile wiesz, co to jest - zadrwiłam z niego.
- Na co masz ochotę? - uśmiechnął się z politowaniem.
- A co szef kuchni poleca? - zapytałam, opierając się o blat.
- Co powiesz na naleśniki? - odpowiedział pytaniem, po czym przysunął się trochę bliżej. - Robię najlepsze w całym mieście - szepnął, szczerząc się jeszcze bardziej.
- Zaraz się przekonamy - mruknęłam, a następnie otworzyłam ponownie lodówkę i wyjęłam z niej składniki potrzebne do zrobienia tego dania.
Chłopak, próbując się prawdopodobnie wykazać, wyciągnął z szafek sprzęt kuchenny i włączył gaz. Skąd on tu ma prąd? To nielogiczne! A jednak prawdziwe...

~~

Piętnaście minut później wszystko już było gotowe. Zrobiliśmy z Rossem cały stosik naleśników. Lynch naprawdę się na tym znał. Widać... bardzo lubił naleśniki. Podczas gdy blondyn rozmyślał, wyjęłam z zamrażarki owoce i ozdobiłam nimi nasze naleśniki. Nasze naleśniki... Dziwnie to brzmi. Wyglądało to tak:


W końcu Ross się otrząsnął i zaniósł talerze do jadalni. Zgasiłam światło w kuchni, po czym ruszyłam za osiemnastolatkiem. Jadalnia nie wyróżniała się z tego domu. Na podłodze były położone panele, a na ścianie zawieszone zostały kinkiety. Na środku pokoju stał ogromny drewniany stół, a wokół niego były ustawione cztery krzesła. Ale trzeba przyznać, że stół ma naprawdę ogromny... Usiadłam na jednym z krzeseł i wzięłam do ręki talerz by następnie nałożyć sobie naleśniczka.
~~~~~~~~~~~~~~
No witam was, moje ziomeczki :3 Powróciłam z 5 rozdziałem! Jak wam się podoba? Może trochę nudny, ale jest, prawda? Jakoś nie jest według mnie najlepszy... A w co o nim sądzicie? Najbardziej podoba mi się to zdjęcie naleśników. Dobrałam je sama i myślę, że sama bym chciała takie zjeść na miejscu Lau ♥

A tak z innej beczki... MAM JUŻ PRAWIE 1000 WYŚWIETLEŃ NA BLOGU! Jacie... dziękuję wam z całego serducha! Nigdy się lepiej nie czułam... Tutaj zaledwie 5 rozdziałów, a tyle wyświetleń... Wow *.* Chyba nareszcie mogę być z siebie dumna :) Również chcę podziękować wszystkim, którzy komentują, bo to naprawdę dodaje weny. Pod ostatnim postem było 9 komentarzy :o Opadła mi szczena jak to zobaczyłam xD Nie wiedziałam, że mój blog tak szybko się będzie rozwijał... Już się boję, co będzie w 20, 30, 40, 50 rozdziale :D

 No i jeszcze jedno... Możecie mnie znaleźć na spisie opowiadań KATALOGOWO. Serdecznie zapraszam do kategorii "Obyczajowe" ^^

Cóż więc mogę dodać? Do zobaczenia w następnym rozdzialiku :*

Sylwia. xoxo

4 października 2014

#Chapter 4 "Ciekawe, kto to posprząta"

Dedykacja dla Tulia Marano i Nath. ♥. Za to, że jesteście ze mną od początku opowiadania :*

~Laura~

Przebywałam na jakimś odludziu. Nie umiałam stwierdzić, gdzie właśnie byłam. Możliwe, że stałam w tak zwanym "salonie". Tylko czemu był połączony z przedpokojem?
- Gdzie ten głupek mnie zaciągnął? - pomyślałam.
Większą część pokoju oświetlały kinkiety, więc mogłam przyglądnąć się jego wnętrzu. Mniej więcej na środku stał szklany stolik, nad którym wisiała jedna wielka lampa, a na nim położony był wazon z żółtymi tulipanami. Obok niego znajdowały się plecione fotele, które świetnie komponowały się z resztą pomieszczenia. Pod nimi leżał ogromny beżowy dywan.
- Na pewno mięciutki - powiedziałam do siebie, śmiejąc się pod nosem.
Nagle blondyn podszedł do mnie, rzucił niepewne spojrzenie i pokazał mi materac.
- Idziesz spać? - zapytał.
- Jasne - na mojej twarzy zagościł lekki uśmiech. - Ale ja śpię na łóżku - szturchnęłam go w ramię. Prychnął. Widać, że nie był tym zadowolony. Lynch zaprowadził mnie do sypialni.
- Ale pięknie - westchnęłam.
Spojrzałam na ogromne łóżko, przykryte białą kołdrą w brązowe grochy i udekorowane poduszkami w tym samym kolorze, co kropki. Jego widok zapierał mi dech w piersiach. Na pewno było strasznie drogie, ale to nic. W końcu to nie ja za nie płaciłam. Blondyn oparł materac o ścianę, po czym rozłożył się na swoim łożu.
- Wskakujesz, panno łamago? - zadrwił ze mnie, nie przejmując się moją reakcją.
- Podziękuję, panie idioto - odgryzłam się.
Dość szybko odwróciłam wzrok od Rossa. Jednak poczułam, że sobie trochę nagrabiłam. Czemu znów nazwałam go w taki, a nie inny sposób? Wciąż miałam go dość. To chyba zaliczało się do odpowiedzi na to pytanie.
Nagle chłopak złapał mnie w talii, podniósł i rzucił mną na łóżko, po czym sam na nie wskoczył. Cały uśmiechnięty od ucha do ucha, wziął do ręki poduszkę i zaczął mnie nią bić. Wrzeszczałam jak opętana, a on miał z tego radochę. Cała buzowałam. Zobaczymy, kto tutaj jest lepszy... Na szczęście udało mi się chwycić poduchę i uderzyć nią Lyncha. Chłopak momentalnie odsunął się na krawędź łóżka. Znów mocno się zamachnęłam, powodując upadek Rossa na dywan. Zdążyłam tylko zauważyć kolor pomieszczenia. Był trochę ciemniejszy od tego w salonie, lecz równie piękny. Blondyn tylko cicho się zaśmiał. Zorientowałam się, o co mu chodziło. Rzuciłam w niego poduszką, z wielką satysfakcją, że go pokonałam, jednak mi ją odrzucił, w taki oto sposób:


Wywaliłam się na podłogę. Byłam odrobinę obolała. Wzięłam głęboki oddech i rozglądnęłam się. Po całym pokoju walały się białe piórka.
- Ciekawe, kto to posprząta - stwierdził drwiąco Ross, podnosząc się z ziemi i siadając na łóżku.
- No chyba nie ja - sprostowałam, po czym usiadłam obok niego.
To przecież był jego dom, więc... nie miałam tu nic do gadania. Po chwili namysłu, szturchnęłam blondyna. Kiedy odwrócił się, uśmiechnęłam się złośliwie, mówiąc:
- Ale i tak wygrałam.
Lynch znów się zaśmiał na dźwięk moich słów i widoku twarzy. Usłyszałam jak odpowiedział:
- Zaraz wracam.
Po tym słowach cały w euforii wyszedł z pokoju. Poczęłam rozmyślać. Dlaczego właściwie on mnie tu zabrał? Może czegoś ode mnie oczekiwał? Czyżby chodziło mu o pieniądze?
- A może idiotko nie pomyślałaś, że mu na tobie zależy, co? - powiedział do mnie głos w głowie.
Jęknęłam. Że niby ja i ten palant? Nigdy. Chyba, znaczy... co ja gadam?! Jasne, że nigdy i koniec! Prawda?
Usłyszałam nagle dźwięk otwierania szafek. Co on kombinuje? Chłopak wrócił do pokoju ze zmiotką i szufelką.

~~~~~~~~~~~~~~
Hej, hej, hej! Oto jestem z czwartym rozdziałem. W prawdzie krótkim, ale muszę zacząć częściej dodawać właśnie takie rozdziały. A ten? Jak wam się podobał? Ja sama nie wiem, co o nim myśleć. Cieszę się, że ktoś jeszcze czyta tego bloga <3 A poza tym... znów nie będzie moderacji, ale liczę na jakieś... 5 komentarzy? Gdyby było więcej to byłoby jeszcze świetniej, ale tego od was nie wymagam. Jeśli komuś zależy to niech skomentuje.

Jak wam się podoba nowiutki szablon? Wiem, że już o tym pisałam, ale jestem po prostu z niego bardzo dumna. Nie wiem, co powiedzieć. Mogę jeszcze raz bardzo mocno podziękować Dissentire za jego wykonanie :)

Muszę wam również podziękować za 650 wyświetleń! Jesteście kochani ♥ Jest już październik, szkoła, nauka, a tu taka miła niespodzianka! Wielkie dzięki, moi drodzy!

Do zobaczenia w kolejnym rozdziale z kolejną dedykacją (tym razem już wylosowaną, bo nie potrafiłam znaleźć jakiegoś programu xD)!

Sylwia.xx

15 sierpnia 2014

#Information 2

Hej, hej, hej!
Jak tam u was? Bo u mnie ostatnio była burza, a dziś jakoś... świeciło do 16:00 słonko, a potem się zachmurzyło. Niestety, to nie rozdział. Na razie mam go na kartce (nie wiem czemu) i dopiero go muszę przepisać. Niedługo na pewno się pojawi. A dziś przychodzę do was z informacją... niby błahą, ale dla mnie... ważną. Widzieliście, że coś się zmieniło? Nie? To sprawdźcie! Tak, tak, zmienił się szablon. Piękny nieprawdaż? ;3 Wykonała go Dissentire, za co bardzo jej dziękuję. Jest trochę wakacyjny, trochę... fioletowy, czyli... może i tajemniczy? Sama nie wiem. Ogólnie miałabym wam tyle do powiedzenia, jednak widzę, że sporo osób mnie opuściło. Można to zaobserwować po liczbie komentarzy. Mam jednak nadzieję, że blog znów wróci do dawnego stanu po kilku rozdziałach (a może i po jednym?). Jeśli nadal ktoś chce mieć dedykację, o której wspominałam tutaj, to można się jeszcze zgłaszać pod ostatnim rozdziałem. Później wylosuję jedną osobę i... zadedykuję jej 4 rozdział, więc... pospieszcie się, bo niedługo on wyjdzie! :) Na dziś nie mam już więcej informacji. Zapraszam do czytania 3 rozdziału! <333

Pozdrowionka od:
Sylwii ♥

23 lipca 2014

#Chapter 3 "Nie każdego tam zabieram"

Nie wierzę, że to zrobiła... Nie powinna mnie ignorować w takiej sytuacji! Ja zaraz wyjdę z siebie! Nie ze mną takie gierki, siostrzyczko!
- Van! Wcale nie pomagasz! - odwróciłam ją z powrotem. - Co mam zrobić? - wyjąkałam smutno.
- Złap, zabił i poćwiartuj - zadrwiła.
Oj, chciałabym tak zrobić. Jaka to byłaby ulga dla mojej duszy i sumienia. Chociaż nie... Sumienie dręczyłoby mnie jeszcze bardziej, więc ta opcja na pewno odpada...
- Masz jakiś lepszy pomysł? - zapytałam.
- Po prostu go znajdź i wyjaśnij, co tak naprawdę się stało. Może nie masz wyrobionej kondycji? - cicho się zaśmiała.
- To raczej nie to. Przecież wiesz, że sporo biegam. Poza tym skąd masz pewność, że to zadziała? - dopytywałam się dość nieśmiało.
Niestety moją uwagę przykuł pewien blondyn, który stał nieopodal i rozmawiał ze swoim bratem. Musiałam wcielić swój plan w życie. Należało mu się odpłacić.
- Nie odpowiadaj - dodałam prędko, kierując swoje słowa do Vanessy.
Oddaliłam się od siostry i ruszyłam w stronę Lyncha. Szarpnęłam go za kołnierz skórzanej kurtki. Nie potrafiłam opisać jego wyrazu twarzy. Mógł to być strach, zdziwienie, zakłopotanie, smutek, poczucie winy, a nawet ból. A może wszystko w jednym?
- Marano? - ocknęłam się pod wpływem głosu chłopaka.
- Musimy pogadać - mruknęłam. - I to już!
- No mów - odparł.
Riker poszedł w głąb tłumu. Widocznie postanowił nas zostawić. Wspaniale...
- Dlaczego mnie zostawiłeś? - spytałam spokojnie.
- Nie przypominam sobie, abym gdzieś cię zostawił - zaprzeczył.
- Zostawiłeś mnie na jakimś pustkowiu! - warknęłam. - Jakbyś rozpłynął się w powietrzu... - szepnęłam ciszej.
- Pustkowiu? - zdziwił się. - Co nazywasz pustkowiem?
- Plażę bez ani jednej żywej duszy! - wrzasnęłam. - Bo niby co innego może być pustkowiem?!
- Dobra - westchnął. - Daj mi wytłumaczyć.
- Właśnie na to czekam - odparłam naprawdę wściekła.
- Myślałem, że za mną biegłaś. Kilka razy nawet się obróciłem i wciąż miałem cię na oku. Chciałem ci coś pokazać... Jednak później już cię zgubiłem. Zawróciłem, ale ciebie nigdzie nie było. Postanowiłem zapytać się najpierw mojego brata czy cię widział, a potem twojej siostry, ale jak widać ty pierwsza mnie znalazłaś... - wyjaśnił, ostrożnie dobierając każde słowo.
- Jak mogłeś mnie nie znaleźć?! - krzyknęłam. - Darłam się, żebyś zaczekał!
Po moich policzkach zaczęły lecieć niewielkie łzy, które z czasem powiększyły się. Do tego zaczęła mnie boleć głowa i nie miała zamiaru przestać. Nie mogłam poukładać myśli.
- Byłem skupiony tylko na jednym celu, czyli dojściu do jeszcze bardziej pięknego miejsca. Poza tym przeszkadzał mi szum morza. Wybacz, że cię nie usłyszałem... - tłumaczył dalej.
W końcu go puściłam. Dlaczego właściwie za nim biegłam? Dokąd chciał mnie zabrać? Pragnęłam teraz gdzieś się schować, uciec od tych wydarzeń albo cofnąć czas i wszystko naprawić. Rozglądnęłam się dookoła. Wszyscy imprezowicze widzieli tę całą "scenkę". Gorzej już chyba być nie mogło... Ross ciągle mi się przyglądał. Ból głowy na szczęście minął. Niestety, jak na złość, zaczął padać deszcz. W głowie kłębiła mi się masa myśli, jednak tylko jedno pytanie nie dawało mi spokoju.
- Gdzie chciałeś mnie zabrać? - powiedziałam przyjaźnie.
- Nad zatokę, gdzie mam "swoje małe miejsce na świecie". Nie każdego tam zabieram. Nie mógłbym pominąć także pięknych widoków, które przyciągają niejedno oko, ale kto mi uwierzy na słowo. To trzeba zobaczyć... - lekko się uśmiechnął.
Nie wiedziałam, co powiedzieć. Nastała niezręczna cisza. Głupio wyszło. Nie jestem z siebie dumna. Mam wyrzuty sumienia po tej całej awanturze.
- Przepraszam - szepnęłam, ocierając zaschnięte już łzy.
Odwróciłam się o sto osiemdziesiąt stopni i ruszyłam w stronę zachodu słońca. Usłyszałam krzyk, który wydał mi się znajomy:
- Zaczekaj!
Ross pobiegł za mną, a następnie zrównał ze mną krok. Nie patrzyłam w jego kierunku. Miałam dość kolejnych przeprosin. Nie miał przecież za co przepraszać. Już zrobił swoje. To ja nawaliłam.
- Wynagrodzę ci to! Zabieram cię nad moją zatokę! - powiedział nagle.
Stanęłam jak wryta. Miałabym gdzieś z nim iść po tym całym biegu? Wolne żarty...
- Gdzie to jest? - uniosłam jedną brew.
- To niespodzianka - odparł. - No proszę, zgódź się.
- Dobrze, niech ci będzie - westchnęłam.
Spojrzałam na zachodzące słońce. Uwielbiam tą czerwień. Jest w niej coś magicznego, czego nie potrafię opisać. Nadal mocno padało, przez co byłam cała mokra.
Kolejny raz usłyszałam ten sam głos:
- Idziesz?
Zauważyłam, że blondyn był kilka metrów ode mnie. Raz kozie śmierć...
- Idę! - krzyknęłam, po czym podbiegłam do niego.
Droga nie była krótka, ale udało nam się przemilczeć przez ten czas, gdy szliśmy. Blisko brzegu słyszałam jedynie głośny szum morza, dlatego rozpoczęcie rozmowy wiązało się z cudem. Zapadła ciemność. Ledwo widziałam swoje dłonie. Trochę kręciło mi się w głowie, ale nie zwracałam na to uwagi. Lynch wziął mnie pod ramię i taszczył dalej.

~Ross~

Gdy już prawie byliśmy na miejscu poczułem chłód. Wiatr zaczął mocniej wiać, powodując, że fale się wzdymały i opadały, a deszcz doszedł do takiego stanu, że ledwo poruszaliśmy się na zalanym terenie. Nagle dostrzegłem jakąś chatkę. Od razu ją rozpoznałem.
- Chodź szybciej! - powiedziałem, ciągnąc brunetkę pod górkę. - Już niedaleko!
- Super... - mruknęła półgłosem, lekceważąc moje słowa.
Po kilku minutach byliśmy już przed drzwiami mojego domku letniskowego. Otworzyłem je, po czym zrobiłem krok przez próg i nacisnąłem na pierwszy lepszy przycisk. Właśnie w ten sposób zaświeciłem światło.
- Wejdź - wpuściłem dziewczynę do środka, a ona zamknęła za sobą drzwi.
- Przytulnie - uśmiechnęła się. - Masz ręcznik czy coś? - spytała niewinnie.
Spostrzegłem, że cała się trzęsła z zimna.
- Moment - odparłem.
Pobiegłem prędko do łazienki, chwyciłem dwa ręczniki i wróciłem do Laury.
- Masz - uśmiechnąłem się i podałem jej fioletowy, a sam wytarłem się żółtym.
- Dziękuję - powiedziała, składając ręcznik i podając mi go.
Rzuciłem oba w kąt, nie zwracając uwagi na zdziwione spojrzenie Marano. Najpierw należałoby zająć się gościem.
- Później posprzątam - wzruszyłem ramionami.
- To, co teraz? - zapytała.
Wyczułem w jej głosie niepokój. Czego mogłaby się bać? Przecież jest tu ze mną bezpieczna. Ja na pewno jej nie skrzywdzę. Zostawiłem Laurę na chwilkę samą. Pobiegłem prędko do kuchni po materac. Dlaczego tam był? Już dawno mnie tu nie było, więc... nie mam pojęcia. Gdy wróciłem do salonu dziewczyna się rozglądała.

~~~~~~~~~~~~~~
Wróciłam z 3 rozdziałem! Wiem, pewnie za krótki, ale teraz będą mniej więcej takie rozdziały, bo muszę poświęcić swój czas nie tylko na bloga. Mam też swoje obowiązki. Poświeciłabym całe swoje życie na pisanie, ale... no niestety. Tak bywa. Tym razem nie będzie moderacji, ile komentarzy musi być. Jednak chciałabym, żeby pojawiło się ich przynajmniej tak z 6. Byłoby mi naprawdę miło. Już niedługo (mam nadzieję) zamówię swój pierwszy szablon. Ale się cieszę! Wybrałam stronę http://remindmelove.blogspot.com/ i... polecam ją.

A teraz konkurs! Taki krótki, ale myślę, że będzie sporo szczęśliwców. A więc... postanowiłam robić dla każdego kolejnego rozdziału dedykację dla wylosowanej osoby w poprzednim. Wystarczy w komentarzu pod tym (jak i kolejnymi rozdziałami) poprosić o dedyka. Losować będę za pomocą jakiegoś, wynalezionego w googlach, programu, ale to szczegół. Jeśli nie jest to zrozumiałe to i tak w praktyce wszystko wyjdzie. :)

Pozdrawiam wszystkich moich czytelników i obserwatorów! <3 I dziękuję za 500 wyświetleń! Rozdziału długo nie było, a tu taka miła niespodzianka. Jak na mnie to chyba dobrze, prawda? :D

Sylwia :*

6 lipca 2014

#Information 1

Przepraszam was wszystkich, że mnie tak dłuuuugo nie było, jednak musiałam załatwić kilka spraw i nie miałam za bardzo czasu zająć się blogiem. Mam nadzieję, że wszystko znów ruszy i cieszę się, że miałam pod ostatnim postem aż 8 komentarzy! Dziękuję. To dla mnie bardzo ważne. Opowiadanie nadal trwa, a ja mam gdzieś zapisany kolejny rozdział, więc go znajdę i tu wkleję... Ogólnie powinien on niedługo się pojawić... Co jeszcze? Zamawiam nowy szablon! Wszystko znów ruszy, jak dawniej. Jeśli ktoś jeszcze ze mną jest to napiszcie pod tym postem czy chcecie kolejnego rozdziału, choć tego się już dowiedziałam wcześniej, ale chcę wiedzieć czy ktoś jeszcze ze mną jest. Jakby się okazało, że teraz będzie 0 komentarzy, a pod 3 rozdziałem nawet te 8 to będę szczęśliwa! Mam 3 obserwatorów bloga! Ale się jaram. Jak na 2 rozdziały to... sporo. Niektóre rozdziały będą zadedykowane... Ale dla kogo? Tego dowiecie się na początku kolejnych rozdziałów. <33 Poza tym chcę podziękować wszystkim osobom, które od... prologu są ze mną. I jeszcze te wasze miłe komentarze... Czuję się cudownie dzięki wam! :*

Pozdrawiam,
Sylwia :)

16 kwietnia 2014

#Chapter 2 "Na ślubie waszym będę"

W końcu postanowiłam się odezwać:
- Idziemy wieczorem na imprezę?
- Jeśli tam znowu nie będziesz umiała się odpowiednio zachować, to nigdzie z tobą nie idę... - mruknęła gniewnie.
- Będę się od ciebie trzymała z daleka - wtrąciłam, spuszczając wzrok.
- Niech ci będzie... - westchnęła zrezygnowana, a następnie wyszła z pokoju.
Czułam, że mimo wszystko, była zadowolona z tego, że jednak chciałam się wybrać na tę imprezę plażową pod gwiazdami. Położyłam się na łóżku i rozmyślałam. Już sama nie pamiętam o czym.

~♥~

Przyszedł czas by zacząć się zbierać. Van była już prawie gotowa, a ja jeszcze się grzebałam. Prędko założyłam na siebie zwiewną, czarną koszulkę z odkrytymi ramionami, białe rurki wpadające lekko w niebieski oraz moje ulubione trampki w kolorze kremowym. Tym razem pominęłam dodatki, spiesząc się do wyjścia.
Wciąż walczyłam z samą sobą. Musiałam odważyć się spojrzeć w oczy temu blondynowi i przeprosić. Nie wiedziałam, czy dam radę. Martwiłam się tym przez cały dzień, jednak już nie było na to czasu.
Van czekała niespokojnie przy drzwiach. Podbiegłam do niej i pokazałam gestem, że możemy ruszać. Przez cały czas szłyśmy w grobowej ciszy. Słońce znajdowało nisko nad horyzontem, jednak jeszcze nie na tyle, by niebo zmieniło odcień z niebieskiego na krwistą czerwień i pomarańcz.
Gdy byłyśmy na miejscu, całkowicie zdębiałam. Nie do końca tak sobie wyobrażałam tę imprezę. Wszędzie bikini, a ja w długich spodniach... Dlaczego moja siostra mnie nie poinformowała? Czemu jak zwykle zapomniałam się jej dopytać? Sama poszła w stroju kąpielowym! Już chyba znalazłam odpowiedź. Przecież ja nigdy nie chodzę na imprezy - to pewnie dlatego.
- Lau wyluzuj - powtarzałam w duchu, a właściwie zrobiło to za mnie moje sumienie.
Wreszcie ruszyłam. Skierowałam się w stronę stolika z ponczem. Nalałam go sobie do połowy plastikowego kubka, który również na nim znalazłam. Tłum był tak wielki, że kompletnie nie wiedziałam, gdzie podziała się Van. Oparłam się o stolik. Kolorowe światełka migotały jak szalone. W tle grała muzyka. Powoli piłam czerwoną ciecz. Gdzie się wszyscy podziali?

~Ross~

Rozglądałem się po całej plaży, szukając wzrokiem blondynki, którą niedawno poznałem. Chociaż nie... poznać to złe słowo. Nawet nie zapamiętałem jej imienia.
Nagle zauważyłem pewną znajomą mi brunetkę. Stała obok stolika z ponczem. Podszedłem do niej i spojrzałem na nią spode łba.
- Należą mi się przeprosiny - zacząłem rozmowę i oparłem się ramieniem o stolik.
Dziewczyna lekko podskoczyła. Czyżbym ją przestraszył? Cóż za nowość...
- Dostaniesz je w swoim czasie - mruknęła, odsuwając się ode mnie.
Zaśmiałem się pod nosem, ale na tyle cicho, aby brunetka nie zwróciła na mnie większej uwagi.
- Tańczysz? - spytałem bezmyślnie.
- Na pewno nie z tobą - warknęła.
- Proszę, proszę, kto by się spodziewał... - uśmiechnąłem się cynicznie. - Ni stąd, ni zowąd zamiast potulnej dziewczynki widzę prawdziwą buntowniczkę.
- Odpierwiastkuj się - rzuciła groźnie, po czym zmarszczyła swój idealny nosek.
Zaczęła iść w drugą stronę. Prawdopodobnie nie miała ochoty na moje towarzystwo. Złapałem jej dłoń i przyciągnąłem do siebie. Ode mnie się nie odwraca. Przypadkowo wylała na swoją bluzkę poncz, jednak nie przejęła się tym zbytnio. Spojrzała mi niepewnie w oczy. Nie mogłem oderwać od niej wzroku. Starałem się zrozumieć, co czuła. Jej cudowne, brązowe włosy powiewały w tym samym kierunku, co wiatr, jakby miały z nim jakąś nietypową synchronizację. Poczułem się nieswojo. Prawie żadna dziewczyna nigdy w taki sposób na mnie nie wpływała. Odgarnąłem jej kosmyk włosów za ucho. Na mojej twarzy pojawił się lekki uśmiech. Ona jest prześliczna. Nie dało się tego nie zauważyć. Szkoda, że ja od początku nie byłem taki spostrzegawczy.
- Cześć, co robicie? - ocknąłem się z tego niesamowitego snu i zobaczyłem Rydel. - Halo, ziemia do zakochanych gołąbków! - krzyczała i machała rękami na wszystkie strony.
- Piję - palnęła Marano, odsuwając się ode mnie jak oparzona.
- Rozumiem, rozumiem - zachichotała moja siostra. - Wy tylko tu gadacie...
- Rydel, nie wygłupiaj się - ponagliłem ją.
Po chwili blondynka nie wytrzymała i zaczęła śpiewać niezrozumiałą melodię:
- Zakochana para, Ross i Laura, patrzą sobie w oczy i myślą wciąż o sobie! Na ślubie waszym będę i kasę sobie wezmę!
Nagle podbiegła do nas reszta zespołu. Wszyscy zaczęli nucić tę durną piosenkę i śmiać się z niej. Laura stała z otwartą buzią. Spoglądała to na mnie, to na moją denerwującą rodzinkę. Jak mam jej wytłumaczyć, że muszę dzielić z nimi dom? Najprawdopodobniej uzna, że żyje w patologii, z czym po części się zgodzę.

~Laura~

Odeszłam kilka kroków od blondyna. Czułam się... dziwnie. Całe to przedstawienie nie powinno mieć miejsca. Czy właśnie w taki sposób zostaje się upokorzonym? Chłopak przez moment wpatrywał się złowrogo w swoją ekipę, po czym podszedł do mnie, popchnął mnie ramieniem i pokazał gestem kierunek, w który powinniśmy się udać. Bezmyślnie ruszyłam za nim. Nadal nie rozumiałam, czemu moje nogi odmówiły posłuszeństwa. Próbowałam się zatrzymać, jednak... nie potrafiłam. Lynch prowadził mnie poza imprezę plażową.
Niespodziewanie Ross zatrzymał się. Niczym robot, zrobiłam to samo, co on. Patrzyłam wciąż na blondyna, jednak on miał wzrok utkwiony w jednym, nietypowym punkcie.
- Gdzie jesteśmy? - spytałam niepewnie.
- W niesamowitym miejscu - odparł.
- Czyli? - uniosłam jedną brew w górę.
Podeszłam do blondyna i nie uwierzyłam w to, co zobaczyłam.


Ponownie otworzyłam buzię. Lynch potrafił zaskakiwać. Czyżby on zrobił to dla mnie? A może miał zamiar okraść kogoś z jedzenia?
- Idziesz? - uśmiechnął się.
- Sama nie wiem - próbowałam się wyplątać.
- Proszę - kolejny raz szturchnął mnie ramieniem.
- Dobrze? - zanim zdążyłam coś innego wymyślić Ross siedział już na bielutkiej poduszce.
- Co tak stoisz jak słup? Rusz te cztery litery i chodź - mówił, nalewając nam do szklanek wodę, a przynajmniej coś, co ją przypominało.
Podbiegłam do niego. Usiadłam na miękkiej poduszce naprzeciwko blondyna. Napiłam się trochę chłodnej cieczy. Lynch nagle wyjął ze skrzynki dwa talerze spaghetti. Dobrze, że dwa, a nie jeden jak w tych filmach romantycznych. Odetchnęłam z ulgą. Tylko skąd on to wziął? Mimo dręczących mnie pytań, zaczęłam jeść, a on wraz ze mną. Po krótkim czasie chłopak wybrudził się na całej twarzy. Jak dziecko, jak dziecko...
- Jesz jak flejtuch - powiedziałam niespodziewanie.
- Nie wymądrzaj się - wyciągnął z kieszeni chusteczkę i przetarł nią sobie twarz. - Lepiej?
- Lepiej było wcześniej - zaśmiałam się pod nosem.
- Jesteś gotowa na więcej? - uśmiechnął się, po czym wstał z ziemi.
- A możesz jaśniej? - zdziwiłam się.
Musiałam się dowiedzieć, co kombinował. Niestety, nie usłyszałam od niego odpowiedzi. Widziałam jedynie jak zaczął biec wzdłuż plaży.
- Ej! Nie zostawiaj mnie! - wrzasnęłam.
Zdezorientowana podniosłam się z ziemi i pobiegłam za nim. Czułam jakby droga cały czas się dłużyła. Mimo moich krzyków, jęków, potu i łez, blondyn biegł dalej. Próbowałam go dogonić jednak nie miałam tyle siły, co on. Dlaczego to mężczyźni zawsze są silniejsi?! Powoli traciłam wszystko - siłę, wiarę w siebie, a także głos.
W pewnym momencie potknęłam się o kamień. Nawet go nie zauważyłam, bo byłam skupiona tylko na blondynie. Upadłam na żółty piach, a moja twarz w nim ugrzęzła. Gdy się z niego otrzepałam, co było trochę trudne, nie zobaczyłam na horyzoncie żadnej żywej duszy. Usiadłam na kamieniu, który przyniósł mi nieszczęście. Zaczęłam rozmyślać nad tym, dlaczego w ogóle za nim pobiegłam.
Nagle usłyszałam czyiś głos. Brzmiał jak... Ross. Chociaż mogły to być również omamy. Odwróciłam się. Nikogo nie widziałam. Pustka. Tylko wielkie skały i ten piach. Zniknął. Najpierw zrobił jogging, a następnie zostawił mnie. Spojrzałam w przestrzeń. Błękitna woda ciągnęła się w nieskończoność.
Niespodziewanie zauważyłam czarną postać, opierającą się o ogromne skały. Podbiegłam bliżej. Zobaczyłam mężczyznę o blond czuprynie. To musiał być on.
- Ross! - krzyknęłam, po czym przytuliłam chłopaka. - Dlaczego uciekłeś? - spojrzałam mu w oczy.
- My się znamy? - zdziwił się nieznajomy.
- Przepraszam, ja-a... - jąkałam się, próbując znaleźć jakieś wytłumaczenie. - Pomyliłam pana z moim... - zaczęłam wyjaśniać, lecz mężczyzna mi przerwał.
- Nie wysilaj się - mruknął. - Pomyłka to pomyłka. Żyje się dalej.
Po tych słowach ruszył w przeciwną stronę. Rozejrzałam się dookoła. Wszędzie były balony, confetti, porozrzucane puste kubeczki i masa ludzi. Chwila... Czyżby to impreza plażowa, na którą zabrała mnie Van? Zupełnie jakbym okrążyła całą plażę. Kompletnie bez sensu. Może on mi coś dosypał do tej wody? 
Nagle w tłumie ujrzałam moją kochaną siostrzyczkę. Prędko do niej podbiegłam. Tańczyła tyłem z jakimś brunetem. Flirty flirtami, ale radę trzeba dostać nawet od najgorszej siostry. Odwróciłam ją w swoją stronę.
- Co ty robisz?! - krzyknęła zdezorientowana.
- Ross zniknął - wymamrotałam pod nosem.
- Pewnie się ciebie wystraszył - parsknęła śmiechem. - Jak poszła randka? - zachichotała.
- Odpierwiastkuj się wreszcie! - wrzasnęłam. - To nie była żadna randka...
- Spokojnie... Co tak dyszysz? - uniosła jedną brew.
- Biegłam za nim jak w transie. Zgubiłam się, a on zapadł się pod ziemię. Nawet przypadkowo przytuliłam jakiegoś gościa, bo myślałam, że to on.
Wyrzuciłam z siebie wszystko, co mnie dręczyło. Słowa leciały jak z procy. Nie potrafiłam się pohamować.
- Serio? Lau, mogłaś go zostawić i nie biec za nim jak psychopatka - wytłumaczyła mi wprost. - Na pewno wszystko w porządku? - spytała.
- Oczywiście, że nie! - odpowiedziałam zła. - Nic nie jest w porządku!
Przez chwilę zapadła między nami głucha cisza. Może nareszcie zaczęła rozumieć, co czuję? Przecież on mnie zostawił na pustkowiu! Chociaż jakby spojrzeć na to z innej strony. Co jeśli to był żart?
- Gdzie on jest? Zaraz mu dowalę! - usłyszałam głos siostry próbującej mnie podnieść na duchu.
- Nie wiem! Wciąż ci to tłumaczę... - tupnęłam nogą bez powodu.
- A ja próbuję pomóc - odwróciła się i zaczęła dalej tańczyć.

~~~~~~~~~~~~
Jestem! Po takim czasie napisałam rozdział i wciąż załatwiam szablon :) Może tym razem coś z tego wyjdzie :> Jak wam się podoba rozdział? Jest długi? Chyba nie XD
6 komentarzy = NEXT
Proszę o tyle aż, gdyż to dodaje mi weny i zaczynam się częściej uśmiechać ♥
Sylwia :*

12 marca 2014

#Chapter 1 "Co oni tu robią?"

~Perspektywa Laury~

Przebywałam na plaży z Vanessą. Grałyśmy w siatkówkę. Było bardzo gorąco, więc postanowiłam ochłodzić się w wodzie. Morze, nad którym się znajdowałyśmy, zdecydowanie należało do tych najbardziej błękitnych i najmniej zanieczyszczonych. Weszłam do zimnej cieczy. Szłam dalej, mimo oporu. Powoli przestawałam czuć kamyki pod nogami, zupełnie zapomnając o tym, że robiło się coraz głębiej.
Nagle zaczęłam się topić ze względu na to, że wcześniej z moją siostrą zjadłyśmy po jednej gałce lodów i właśnie dostałam kolkę. Moim ciałem zawładnęła panika. Machałam rękami na wszystko możliwe strony. Niestety, po dłuższej chwili ledwo mogłam wydusić z siebie słowo "Pomocy". Kiedy spodziewałam się najgorszego, Van zauważyła mnie i szybko pobiegła po ratowników. Później już była tylko ciemność...

~Ross~

Siedziałem na piasku przy małej budce z lemoniadą. Moje rodzeństwo poszło się przejść po plaży. W pewnym momencie usłyszałem pisk jakiejś dziewczyny. Podbiegłem bliżej. Przerażona rozmawiała z ratownikami.
Po chwili zauważyłem w oddali powoli opadające ręce. Widocznie ktoś się topił. Wystraszony wbiegłem do wody i zacząłem pływać, poszukując utopionego człowieka. Nie martwiłem się reakcją ratowników. Sam w młodości chciałem mieć taki zawód. Wszystko szło jak po maśle. Moim oczom ukazała się brunetka, która leżała na dnie morza. Podniosłem ją, objąłem swoją szyję jej ręką i złapałem dziewczynę w talii. Wypłynęliśmy na powierzchnię. Jak opętany łapałem powietrze. Próbowałem jak najszybciej dopłynąć do brzegu, choć na początku nie szło mi to za dobrze. Gdy byliśmy już na żółtym piasku, położyłem ją na nim i udzieliłem pierwszej pomocy.
Nagle zauważyłem, że nieznajoma zaczęła oddychać. Spora grupa ludzi zebrała się wokół nas. Brunetka otworzyła oczy, po czym podniosła głowę, a łokciami oparła się o grunt. Uśmiechnąłem się, a inni zaczęli klaskać w dłonie.

~Laura~

Nie wiedziałam, co się stało. Przede mną klęczał jakiś blondyn, a nieznani mi ludzie zaczęli bić brawo i gwizdać.
- Cześć, jak masz na imię? - zapytał przyjaźnie brązowooki.
- Cześć? Co tu się stało? - domagałam się odpowiedzi.
- Uratowałem ci życie, nie pamiętasz? W wodzie się topiłaś! - zaśmiał się.
- Wybacz, ale nie pamiętam - mruknęłam pod nosem. - Jestem Laura, a ty to kto?
- Ross, miło cię poznać. Przejdziemy się po plaży, ślicznotko? - spytał i wysłał mi znaczące spojrzenie.
- Nie, dziękuję - odmówiłam, po czym wstałam z piasku i ruszyłam w stronę Van.
- Tu jesteś! Martwiłam się o ciebie! Więcej mi tego nie rób! - krzyczała moja siostra. - Tak poza tym... był problem z ratownikami, ale widzę, że sama znalazłaś sobie bohatera - dodała prędko z wrednym uśmieszkiem.
- Ależ oczywiście... - warknęłam sarkastycznie. - Niby on? - odwróciłam się i pokazałam palcem na blondyna, który niedawno wyciągnął mnie z morza.
- Tak, o niego chodzi! - podskoczyła z radości. - Jak ma na imię?
- Ross - uśmiechnęłam się. - Ale to nie jest mój wybranek, Van - spojrzałam na nią ironicznie.
- Wracamy do domu? - zesmutniała.
- Nie chcesz, to nie musisz... - odpowiedziałam. - Ja wracam.
- Jak wolisz! - szturchnęła mnie ramieniem i poszła dalej.
Przewróciłam oczami. Odwróciłam się w drugą stronę. Szłam w stronę mojego kochanego domku, który był niedaleko plaży. Rodzice gdzieś wyjechali na najbliższe dni i nie zapowiadało się, że wrócą zbyt szybko, więc miałyśmy z Van mieszkanie tylko dla siebie. Ze zdziwieniem wpatrywałam w ulicznych reporterów, którzy zaczęli gromadzić się w sporych ilościach.
W pewnym momencie jeden z nich zaczepił mnie i spytał:
- Widziałaś może dzisiaj zespół R5? Jeśli tak, to gdzie i kiedy?
- Co to za zespół? - uniosłam pytająco jedną brew.
- W skład zespołu wchodzi Riker, Rydel, Ross i Rocky Lynchowie oraz Elington Ratliff. Już kojarzysz? - dopytywał się.
- Proszę zaczekać... - przerwałam mu. - Ross? Ross Lynch?
- Tak, tak, zgadza się. Widziałaś go? - rzucił kolejnym pytaniem.
- J-ja... - jąkałam się. - N-niestety, nie... - skłamałam.
- Szkoda, ale dziękuję za rozmowę! - pomachał mi na pożegnanie, po czym odszedł.
Ja również ruszyłam w dalszą drogę. Nie chciałam im zdradzać położenia tego blondyna. W końcu wydawał się być całkiem miłym chłopakiem, który... swoją wypowiedzią udowodnił, iż nie ma za grosz rozsądku.
Odpędziłam od siebie natrętne myśli, zbliżając się do drzwi budynku. Ostrożnie je otworzyłam, by następnie znów je zamknąć, po czym pobiegłam do mojego pokoju. Rzuciłam się leniwie na łóżko w taki oto sposób:


Od razu wzięłam do rąk moją ulubioną książkę i zaczęłam czytać kolejny rozdział. Od zawsze uwielbiałam romansidła, a to wyjątkowo przypadło mi do gustu. Leżałam tak przez dłuższy czas.

~Vanessa~

Gdy Laury nie było widać na horyzoncie, wzięłam się w garść i porozmawiałam z tym blondynem. Sporo się o nim dowiedziałam. Okazało się, że mojej siostrze trafił się naprawdę niezły chłopak. Nie pozwolę jej tego zmarnować! Do tego gra w zespole R5 i ma dwóch braci, siostrę oraz oddanego przyjaciela.
Nagle podeszła do nas wcześniej wspomniana ekipa.
- Jestem Rydel - uśmiechnęła się jedyna blondynka. - A to jest Rocky, Ratliff i Riker, a Rossa już pewnie poznałaś - pokazała palcem na każdego po kolei.
- Miło was poznać - podałam wszystkim swoją dłoń. - Nazywam się Vanessa. W sumie to nie uwierzyłam, że jesteście tak sławnym zespołem. To dlatego na ulicach są tłumy reporterów?
- Bardzo możliwe - zaśmiali się.
- Może chcecie u nas zjeść obiad? - zapytałam.
- A co podaje, szef kuchni? - Riker zmierzył mnie przenikliwym wzrokiem, od którego intensywności prawie ugięły się pode mną kolana.
- Lau coś na pewno gotuje - lekko się zarumieniłam.
- Możemy pójść, a to daleko? - spytał Rocky.
- Nie, nie - zachichotałam. - Chodźcie!
Po tych słowach ruszyliśmy w stronę mojego mieszkania. Wciąż szłam obok uroczych blondynów, a za nami reszta nowych znajomych kroczyła powoli by nie nadepnąć na czyjąś piętę. Jak ninja przeszliśmy obok denerwujących paparazzi. Drzwi były zamknięte na klucz. Prędko je otworzyłam i wszyscy weszli do środka. Poczułam zapach... kurczaka! W kuchni krzątała się moja kochana siostra niczym kura domowa.
- Gdzie ty się włóczyłaś?! - krzyknęła mocno poddenerwowana. - Obiad już prawie gotowy! Zaraz wszystko wystygnie!
- Byłam z nimi - mruknęłam.
Wtem całe R5 wychyliło się zza rogu z szerokimi uśmiechami na twarzach. Lau aż otworzyła buzię ze zdziwienia.
- Co oni tu robią? - spytała, rzucając mi karcące spojrzenie.
- Zaprosiłam ich - wzruszyłam ramionami.
- Pogięło cię? - warknęła cicho, jednak nie uszło to uwadze zespołu. - Znaczy... - lekko się zmieszała, domyślając się zapewne, że obecni goście ją jednak usłyszeli.
- Nie? - oparłam się o blat, próbując pokazać jej swoją nieustępliwość. - Dlaczego nie mogą zjeść z nami obiadu?
- Jak już są, to niech zostaną - westchnęła zrezygnowana, po czym skinęła głową na znak zgody.
- Hura! - krzyknęli wszyscy za nami i zaczęli dziwacznie tańczyć. Wszyscy, oprócz Rydel, która jedynie patrzyła z dezaprobatą na swoich przyjaciół.
- Siadajcie przy stole... - zachęciłam ich.
Wysłuchali mnie i zrobili, co kazałam. Jak roboty, które słuchają swego przywódcy. Lau podała każdemu talerz, a na środku stołu ustawiła wielkie naczynie z upieczonym kurczakiem. Tylko Rydel wydawała się być taka niemrawa. Usiadłam obok niej i spytałam:
- Nie smakuje ci? Przecież go jeszcze nie ruszyłaś.
- Jestem.... - zaczęła i zrobiła smutną minę. - Widzisz, ja jestem wegetarianką i nie jem mięsa.
- Przepraszam, nie wiedziałam - powiedziałam, próbując się wybronić. - Chciałabyś może samą sałatkę? Mamy jeszcze trochę w lodówce...
- Jeśli macie, to z chęcią spróbuję - uśmiechnęła się niepewnie.
Pobiegłam szybko do kuchni, wyjęłam sałatkę z lodówki i zaniosłam ją blondynce. Ona jedynie podziękowała mi skinieniem głowy i nałożyła sobie trochę na talerz. Wszyscy już siedzieli i jedli, co mieli podane. Lau była w złym humorze, zwłaszcza, gdy pozostało jej wyłącznie miejsce obok Rossa. Dzięki temu później mogłam sobie z niej odrobinę pożartować.

~Laura~

Nie miałam jakoś ochoty na tego kurczaka. Skupiłam się wyłącznie na swoim przemyśleniach. Van nie rozumiała, że ja nie miałam zamiaru zawiązywać nowych przyjaźni, a tym bardziej z nimi. Wystarczyła mi obecna sytuacja. Nie chciałam nic zmieniać.
Wstałam od stołu i wbiegłam po schodach na górę. Usiadłam na łóżku. Przez krótką chwilę, naprawdę krótką, byłam zupełnie sama. Nagle do pokoju wszedł Ross.
- Coś się stało? - spytał zdenerwowany. - Przepraszamy za Ratliffa, ale on już tak ma - dodał niespokojnie.
- Nie o to chodzi, po prostu daj mi spokój - próbowałam go jakoś wyrzucić za pomocą słów.
- Mi możesz wszystko powiedzieć - uśmiechnął się pokrzepiająco, po czym usiadł obok mnie objął ręką moje ramię.
- Zostaw mnie! - krzyknęłam i zrzuciłam jego dłoń.
- Wszystko z tobą w porządku? Może masz jakieś głębsze problemy? - przypatrywał mi się.
- Nie - mruknęłam. - Zrobisz mi przysługę, jeśli wyjdziesz.
- Dlaczego miałbym to zrobić?
- Nie jesteś u siebie, więc nie masz prawa się rządzić - odsunęłam się od niego na kilkanaście centymetrów. - Chcę pobyć sama. Czy mógłbyś wyjść i więcej się do mnie nie zbliżać? - wytłumaczyłam drżącym głosem.
Blondyn tylko wzruszył ramionami, po czym wyszedł z pokoju. Od razu za nim weszła Rydel, która nie wcale nie wyglądała na szczęśliwą. Złapałam się za głowę. Czy ci ludzie nie rozumieją, że chcę pozostać w samotności?!
- Słyszałam waszą rozmowę. Nie przepadasz za nim, prawda? - zapytała niepewnie.
Jej monolog raczej miał być długi, więc postanowiłam od razu się wyłączyć, jednak coś wewnątrz nie pozwalało mi w pełni przestać jej słuchać.
- Wybacz nam, że tak bez uprzedzenia weszliśmy do waszego mieszkania - kontynuowała. - Właściwie to zaprosiła nas Vanessa, ale bez konsultacji z tobą. Jest mi bardzo przykro. Jeśli tylko chcesz, to ich wyprowadzę. Czasem naprawdę potrafią dopiec, chociaż dziś zachowywali się w miarę grzecznie. Jedynie powiedz mi, dlaczego nie lubisz mojego brata, skoro go jeszcze nie poznałaś?
Zamilkłam. Nie potrafiłam wydusić z siebie ani jednego słowa. Było mi naprawdę głupio. Przecież oni nawet nie zrobili nic złego. Wszystkie skumulowane w sobie emocje wyrzuciłam w twarz temu biednemu Lynchowi, a on... tylko chciał porozmawiać. Dlaczego nie potrafię okiełznać mojego trudnego charakteru? Niewielkie łzy zgromadziły się na moich powiekach, by za chwilę z wolna spłynąć po moich policzkach.
- Nic już nie mów - wydusiłam. - To moja wina... - zakrztusiłam się własną śliną.
- Cóż, jeśli masz już kogoś przepraszać, to nie mnie... - złapała delikatnie moją dłoń. - Tylko mojego brata.
- Oczywiście - mruknęłam cicho. - Ale... nie teraz.
Oddychałam głęboko. Będzie dobrze, będzie dobrze, będzie dobrze...
- Spokojnie - uśmiechnęła się już któryś raz. - Jeszcze znajdziesz odpowiednią chwilę. My już pójdziemy. Nie będziemy wam przeszkadzać. Może zobaczymy się dzisiaj wieczorem na plaży? Podobno ma być mega impreza...
- Dobrze - powiedziałam ze sztucznym uśmiechem, bo na żaden inny nie miałam już siły. - Dziękuję - dodałam szybko i przytuliłam dwudziestolatkę.
- Nie ma za co. To cześć! - wstała, pomachała mi i wyszła z pokoju.
Po kilku minutach usłyszałam trzask głównych drzwi. Do mojego pokoju zaglądnęła Van. Oparła się o futrynę. Nastała niezręczna cisza. Próbowałam coś powiedzieć, ale ona tylko pokiwała głową z niezadowolenia. Czy ona jest moją matką, żeby karcić moje zachowanie? Niestety, ma rację... Zawaliłam na całej linii. Właśnie obrałam sobie nowy cel - wszystko naprawić.

~~~~~~~~~~~~~~~
No i jest rozdział! To dopiero początek. 
Czekam na wasze komentarze + życzę miłego dnia :) !!!

4 komentarze = next

Sylwia :*

7 marca 2014

#Prologue

Miami to miejsce niezwykłe. Właśnie w nim mieszka niejaka Laura. Większość czasu spędza ze swoją starszą siostrą. Nie przepada za flirtami, a miłość jest jej obojętna. Jednak gdy nadchodzą wakacje, a z nimi pewien blondyn jej życie zaczyna się zmieniać. Czy wreszcie dowie się co to tak naprawdę miłość? Czy konkurencja jej przeszkodzi? Emily, była dziewczyna osiemnastolatka, nie da za wygraną. Chce zrobić wszystko, nawet zniszczyć brunetkę, tylko po to by zaspokoić swoje pragnienie i odzyskać własnego chłopaka. Czy Laura wytrzyma to napięcie? Czy ta historia będzie miała Happy End?

Dowiesz się, czytając moje opowiadanie :)
Serdecznie zapraszam!

2 komentarze = rozdział 1

Sylwia :*

5 marca 2014

Witam.

Jestem Sylwia i zamierzam tutaj pisać opowiadanie: Raura Story. Blog jest wciąż robiony, więc...jedynie co mogę dodać to zapraszam do obserwowania go i czytania niedługo pojawiających się rozdziałów :)

Pozdrawiam,
Sylwia. xx